Witajcie!
Powrót do dawno nieaktualizowanej i trochę zapomnianej kategorii - wrocławskich second-handów, które odwiedzam i mogę polecić. Jak wiadomo, z czasem bywa różnie i nie zawsze regularnie sprawdzam moje ulubione sklepy. Niektórzy takie wypady traktują już jak sport i ulubioną formę spędzania czasu wolnego, więc przynajmniej raz w tygodniu robią obchód po swoich stałych punktach. Można powiedzieć, że niektóre lumpeksy specjalizują się w konkretnych kategoriach - wiecie już,
gdzie najlepiej kupować torebki i buty albo
szukać sukienek i ubrań męskich. Dzisiejszy ciuchland jest dość uniwersalny i na pewno wiele osób znalazłoby w nim coś dla siebie.
Na pierwszy rzut oka sklep wcale się nie wyróżnia. Wielokrotnie przechodziłam ulicą Oławską i go nie zauważyłam. Dopiero po jakimś czasie przyjaciółka opowiedziała mi, że trafiła w fajne miejsce, które może mi polecić.
Dlaczego tak jest? Cóż, lumpeks jest malutki, wciśnięty między dużo bardziej reprezentatywne księgarnie i sklepy, które znajdują się na jednym z głównych traktów prowadzących do Rynku. Niejednokrotnie za bardzo się zagalopowałam i musiałam wracać, żeby do niego trafić (gdy już o nim wiedziałam).
Lokalizacja: ul. Oławska 25/1a
Godziny otwarcia: pn, wt, śr, pt: 9:00-18:00, czw: 9:00-17:00, sb 10:00-18:00
System sprzedaży:
Sklepy Margo mają kilka filii we Wrocławiu, a każda ma swój własny system sprzedaży. Ważne jest, że towar wymieniają co tydzień, także w piątki na Oławskiej trudno się przedostać do wieszaków ;) Dodatkowo, sklep jest dość mały - w przejściu mieszczą się swobodnie 2 osoby, 3 to już tłok.
Zdjęcia ze strony Margo. Niestety wszystkie moje okazały się rozmazane.
Ceny: Zróżnicowane, w granicach kilkunastu-kilkudziesięciu złotych. Każda rzecz jest ometkowana, więc wiadomo od razu, czy mieści się w naszych standardach cenowych. T-shirty, bluzki czy dodatki można dostać za kilka złotych i za nimi szczególnie polecam się rozglądać. Sukienki to koszt ok. 20-30 zł, zdarzają się jeszcze takie z oryginalnymi metkami. Najwyższą cenę zapłacimy za wełniane płaszcze, futerka i sportowe oraz skórzane kurtki - przy czym faktycznie warto, ponieważ często zdarzają się całkiem nowe towary lub takie w idealnym stanie, po których nawet nie widać, czy były używane.
Większość rzeczy można zaliczyć do obowiązujących aktualnie trendów - mają sezon, góra dwa. Są to ubrania znane głównie z sieciówek, także nie problem znaleźć tu koszulkę z H&M czy bluzkę z KappAhl. Jedyne czego nie polecam - spodnie i spódnice. Te zdecydowanie pamiętają starsze czasy i bardzo często są w dość dużych rozmiarach (albo ja trafiłam już na mocno przebrane).
W dalszej części sklepu znajdują się przebieralnie, przy których stoi pracownik pilnujący porządku i kolejki do przymierzania ;) Bardzo miła Pani, która lubi rozmawiać z klientami, pomaga z odwieszaniem niepasujących rzeczy czy donosi kolejne sztuki odzieży. Dodatkowo znajdziecie tam również ,,kosze" z rożną zawartością - szaliki, czapki, ubranka dla dzieci, poszewki, obrusy czy nawet cale bale materiału. Idealne do rozpoczynania przygody z szyciem :)
A cóż ja tam wyszperałam? Cóż, zdjęcia są słabej jakości - wstyd i hańba. Za późno zauważyłam, że mam przybrudzony aparat w telefonie, a poza tym - nie jestem mistrzem zdjęć robionych w lustrze ;)
BYŁAM NA TAK:
Po przymiarkach, stanęło na tych 3 rzeczach. Kolorystyka typowa dla mnie ;) Dwie pozycje stąd już znacie - czarną sukienkę mogliście oglądać
tutaj, w wersji grunge i
tutaj w wersji preppy, a bluzkę -
tutaj w hippisowskim poście. :)
OSTATECZNIE NA NIE:
Decyzje podjęłam głównie ze względu na rozmiar - sukienka była za szeroka w pasie, co było dość niewygodne, koszulka zbyt wycięta, a bluzka - przyciasna ;) Co nie zmienia faktu, że na wieszaku rzeczy wyglądały bardzo fajnie i były w świetnym stanie.
***
Na dziś to tyle. Z początkiem wiosny będę miała więcej czasu i chęci do odwiedzania i polecania kolejnych lumpeksów. Zimą jest to dość niewygodne - dużo warstw ubrań, które trzeba zdjąć do przymierzania i taszczyć ze sobą, a po kilku minutach spędzonych w sklepie można się ugotować w zimowym płaszczu. No trudno, pewnie wiele perełek mi właśnie przemyka koło nosa ;)
E.